Po powrocie do domu opowiedział o swojej podróży. Wszyscy słuchali z zachwytem o jego przygodach, zadawali pytania, chcieli wiedzieć więcej... Dlatego podróżnik powiedział im, żeby spróbowali przeżyć to wszystko sami - bo nic nie zastąpi własnego doświadczenia.
Przygotował dla nich orientacyjną mapę i zaznaczył najciekawsze miejsca.
Każda osoba, która otrzymała kopię tej mapy zaczęła uważać się za eksperta Amazonii. Uznali, że skoro wiedzą jak biegnie rzeka, gdzie można spotkać zwierzęta, i gdzie znajdują się najpiękniejsze miejsca, to mogą opowiadać o Amazonii innym ludziom i mogą uważać się za wytrawnych podróżników.
A podróżnik, od którego wszystko się zaczęło, do końca życia żałował, że sporządził taką mapę.
Dlaczego taki początek posta? Z dwóch powodów:
...Bo prace, które dziś pokazuję, nie należą do moich najlepszych :) i chciałam czymś wzbogacić mój wpis :D
...Bo po prostu to opowiadanie mi się podoba i od dawna chciałam się nim podzielić :)
Źródło, i więcej fotek - w dalszej części.
...Jest to jedna z krótkich przypowieści, opowiadań i przemyśleń ze zbioru "Śpiew Ptaka" autorstwa Anthony'ego de Mello. Nie jest to dosłowny cytat, opowiedziałam całość własnymi słowami.
Nie przeczytałam jeszcze całej książki, czytam ją po troszku, wybrane fragmenty...
![]() |
Tutaj na zdjęciu - zakładka, którą zrobiłam... 4? 5 lat temu? Korzystam z niej do tej pory :) |
A co do tych moich dwóch prac...
Ta powstała jeszcze na warsztatach ceramicznych, chyba w czerwcu. Tak jak pisałam wcześniej, po tym jak czekałam 2 miesiące na wypał (i się nie doczekałam), musiałam w końcu swoje surowe gliniane twory odebrać i zawieźć gdzie indziej do pieca.
Przy tej pracy najbardziej podoba mi się to, jaki efekt dały szkliwa.
Bo poza tym coś mi nie gra w twarzy.
I, co więcej, ten aniołek troszkę się "rozpłynął"...
A to dlatego, że akurat na zajęciach była dostępna glina bez szamotu - czyli taka bardziej elastyczna, nadająca się na płaskorzeźby. Glina z szamotem umożliwia lepienie stojących rzeczy, ta bez szamotu raczej nie...
I druga postać, lepiona już w domu.
Taki elf / wróżka...
Tu też mi nie gra coś z twarzą :)
Ale - uczę się, a dzięki temu, że popełniam błędy - i widzę je - to wiem co robić, żeby uniknąć ich w przyszłości.
W wolnej chwili mam nadzieję nadrobić blogowe zaległości i odwiedzić Was :)
pozdrawiam serdecznie
Oba śliczne :) Mi się podobają ich twarze :)
OdpowiedzUsuńŚwietne są te prace.Twarz nie jest najważniejsza . Moje anioły nie mają twarzy dlatego że każdy wyobrażając sobie ją dodaje coś od siebie :-).Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńNiektóre moje aniołkowe prace też nie mają twarzy - czasem po prostu w trakcie lepienia wiem, że lepiej będzie bez twarzy... ;) tak jak napisałaś - patrzący mogą wtedy dodać coś od siebie :)
pozdrawiam
Bardzo ciekawa historia o podróżniku! Dodam książkę do listy "Do przeczytania" ;)
OdpowiedzUsuńA figurki mi się podobają, szczególnie wróżka :)
Justynko, fajnie że cały czas pracujesz z gliną, początki nie są łatwe ale z czasem nabierzesz wprawy i pewności siebie, poprawisz to ,co dzisiaj Ci się nie podoba - to trudna i żmudna droga ale nie zrażaj się - efekty i postępy będą Cię bardzo cieszyć. Mnie podobają się Twoje prace, szkliwa rzeczywiście dały fajny efekt a postacie są urocze w tej formie - nie zawsze coś musi być doskonałe żeby mogło się podobać - i tak jest tutaj. Zakładka do książki ma fajniutki klimacik, historia o podróżniku mnie zaciekawiła:-))) Pozdrawiam cieplutko, uściski dla Ciebie i malutkiej Ewuni :-)))
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńPraca z gliną - tak jak napisałaś - czasem jest trudna, ale daje mnóstwo radości :) szczególnie przyjemne jest oczekiwanie na efekty wypału po nałożeniu szkliw, nigdy nie wiadomo co wyjdzie ;) zawsze daje mi to mnóstwo radości, niezależnie czy później mój twór mi się podoba, czy nie ;)
pozdrawiam serdecznie :)
Bardzo fajne te twoje prace, pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńJustynko, opowiadanie bardzo ciekawe, a Anioł i Elf są prześliczne i mają swój niepowtarzalny urok, powiem prosto z mostu, że "czepiasz się". Ale z drugiej strony bardzo dobrze Cię rozumiem:) bo też tak mam, że własne prace nie zawsze do końca mnie zadowalają i "czepiam się" wszystkiego...pozdrawiam Waszą Trójkę bardzo serdecznie:))
OdpowiedzUsuńDobrze to nazwałaś - czepianie się :) ale to - jak wspomniałaś - tak się jakoś to w sobie ma... ;)
UsuńDziękuję i również przesyłam serdecznie pozdrowienia :)
Twoje rzeźby mają w sobie coś takiego nieokreślonego, jakiś klimat, urok, czar? Takie prace "z duszą". Bardzo mi się podobają ;)
OdpowiedzUsuńA A. de Mello bardzo lubię:)
Cieszę się, że tak odbierasz moje prace :)
UsuńDziękuję, i pozdrawiam :)
Cały post, rozpływający się anioł, zakładka, przypowieść o podróżowaniu po własnej drodze i niedokończona książka... wszystko tworzy spójną całość.
OdpowiedzUsuńSama dotarłaś tu gdzie jesteś i wciąż kroczysz tą swoją drogą, niekiedy drogą prób i błędów ale widać jak taka droga rozwija :)
Na jej początku zazwyczaj jest nieśmiało... po drodze, nabiera się doświadczenia i z każdym dniem jest tylko lepiej... obojętnie czego to wszystko dotyczy.
Rozmyty anioł jest piękny właśnie taki :)
Bardzo dziękuję za Twój komentarz :)
UsuńPopełnianie błędów może być demotywujące, ale jak popatrzy się na to z perspektywy rozwoju - tak jak wspomniałaś - to zaczyna to być bardzo zachęcające do działania:)
pozdrawiam serdecznie
Mnie się wszystkie Twoje aniołki podobają :)
OdpowiedzUsuń